Wczoraj i dzisiaj ,wtorek i środa czyli dwa dni wolne od pracy.
Jak nie pracuje to wynajduje sto tysięcy rzeczy, które musze zrobić.
Najgorsze jest to,ze chciałabym od razu wszystko naraz.
A gdyby tak moc nie robić nic?
Choć przez chwile,nawet nie myśleć.
Nicnierobienie to paradoks sam w sobie.Ale jakby tak odsunąć wszystkie
"powinno sie" i wszystkie"musieć"?
Nicnierobienie wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje.
Nawet jak chcemy nic nie robić, nawet nie myśleć to
nasz mozg ma tendencje do przywracania myśli i budowania planów na najbliższą godzinę, dzień, miesiąc....albo nachodzą nas myśli o tym co już sie zdarzyło.
Odłączyć się i być zadowolonym z nic nierobienia to naprawdę wielka sztuka.
A gdyby tak codziennie po 5 minut moc usiąść i wyłączyć się.
Czekajac na autobus,siedzac na balkonie,na sofie,na parkingu,gdziekolwiek.
Aby uniknąć natarczywych myśli można skoncentrować sie na oddechu, poczuć wpływające i wydmuchiwane powietrze. Poczuć jak wchodzi nosem do płuc, poczuć tępo oddechu.
Na początku może się to wydawać frustrujące, kiedy będziemy atakowani
przeróżnymi myślami, wtedy to świadomie wystarczy przyjąć myśl i odsunąć ją od siebie, dalej koncentrując się na oddechu.
Z czasem można opanować technikę, wpłynie to korzystnie na nasze samopoczucie.
Przypomina mi to rodzaj medytacji,oczyszczania umysłu, który codziennie bombardowany jest tysiącami spraw.