poniedziałek, 2 kwietnia 2012



Nigdy wcześniej nie spotykałam ludzi chorych psychicznie,czasem tylko wydawało mi się ,ze człowiek który dobitnie działa mi na nerwy to psychol.

Miejsce w którym podjęłam moja nowa prace jest niesamowitym miejscem , ponieważ mieszkają tam "dziwni" ludzie,podobnych spotykałam czasem na ulicy i nie zastanawiając się długo przyklejałam im etykietki:
psychol,wariat,psychiczny,czub i.t.p było ich wiele.Na pewno wam to coś przypomina.
Zawsze mnie interesował świat mózgu, rożne stany psychiczne i powody ich powstawania.
Teraz mogę to obserwować na żywo.
Wydaje się ze wariat zawsze będzie wariatem,lecz po poznaniu człowieka traktuje się go jak kogoś najbardziej normalnego. Poznając jego drogę życiową nic nie wydaje nam się więcej dziwne. Wręcz przeciwnie nabiera się większego szacunku i zrozumienia.
To dopiero początek walki z psychoza , schizofrenia ,glosami przemawiającym w głowie i t.p.

Tak daleko w pamięci hoduje dzieciństwo
gdzieś daleko tam jest kawałek mnie
dzisiaj jakiś szept depcze moje wspomnienia,marzenia i cele
zły demon śpiewa pieśń o paranoi
i za chwile świeci slonce ,pozdrawiam nadzieje
i z szacunkiem witam dzień po to aby w nocy mieć sile na walkę...

                                                                                                                                                                                               Kitajka




4 komentarze:

  1. Ja też /jak wielu - przypuszczam/ używałam zwrotów: "chyba zwariuję!" lub "ale ze mnie wariat!"... w sensie zdenerwowania, a określeń na "takich" ludzi używałam właśnie z tego wachlarza, który podajesz, dopóki... sama nie zwariowałam, bo okazało się, że w chwili tragedii mózg człowieka potrafi "się zwarzyć". Dopiero wtedy zrozumiałam wagę tych słów, poznałam cierpienie... i Panie Boże, nigdy więcej. Każdy chciałby być normalny, przytomny tu i teraz, a bywa różnie. Sam "wariat" nie odczuwa swej nienormalności,bo nie potrafi siebie ocenić, ma jedynie żal do ludzi, którzy są dla niego mniej lub więcej wredni, a on nie wie dlaczego, nie wie o co chodzi. Wariat nie odczuwa, że coś z nim nie tak, chyba że ból jestestwa, gdy do tego stanu doszło w wyniku tragedii, bo tylko takie w nim nagromadzone są emocje i myśli. Dochodzenie do siebie po takiej traumie jest straszne, bardzo długotrwałe i w sumie, gdy niby dojdzie do siebie, czyli staje się normalny, chciałby jednak pozostać wariatem, bo ból na "jawie" nie staje się lżejszy, a mocniejszy. To takie piekiełko. Sądzę, że osoby chore psychicznie "od początku" lub takie, u których choroba rozwijała się powoli, podstępnie - nie dostrzegają tego, że coś z nimi nie tak i mniej cierpią. Swoją drogą, dziwnym trafem? - w szpitalu psychiatrycznym wśród pacjentów większość to ludzie z tzw. wyższym wykształceniem, czasem i statusem społecznym - czyżby większa wrażliwość?, a może zbyt wysoko stawiane sobie poprzeczki życiowe, ambicjonalne i szybsze reakcje stresowe? Jedno jest pewne, że wariatem może stać się każdy! Szkoda tylko, że u nas nie kształtuje się właściwych postaw społecznych wobec takich ludzi, nie edukuje się na temat tych chorób, bo przecież CHORÓB. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz,nic nie dzieje się bez powodu i czasem nasze dusze cierpią bardziej niż organy.To musi być niesamowity ból.
      To "wariactwo" to chyba taka samoobrona przed dotknięta tragedia.Walka z niepowodzeniem,strata ,z czymś przerastającym.
      Niestety mało mówi się na ten temat w szkołach,ludzie maja ograniczona wiedzę,a większość kieruje się prototypami.
      Bardzo oceniam Twoja otwartość,pozdrawiam.

      Usuń
  2. Granica pomiędzy tzw normalnością a wariactwem, szaleństwem, czy jak to inaczej określamy jest tak trudna do opisania, że czasami człowiek przekracza ją w sposób ledwo zauważalny. Moja pierwsza wielka miłość okazała się "skażona" schizofrenią. Trudna była. Nawet bardzo. Nie wytrzymałam odmienności i wszystkiego czego nie potrafiłam zrozumieć. Równocześnie to co było tak niepojmowalne - wciągało mnie aż do bólu. To, czego żałuję, to brak wiedzy na temat schizofrenii w tamtym czasie. Bo ten brak powodował lęk. Ten człowiek był (i jest) wyjątkowo inteligentny. Niestereotypowy. I wart poznania. Dziś spotykamy się czasami i rozmawiamy już jak kumple.
    Pozdrawiam Cię Kitajko serdecznie. I podziwiam za decyzję :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz racje,niewiedza to strach, żebyś wiedziała jakie ja miałam obawy przed rozpoczęciem pracy.
    Ale pokusa była wielka.
    To taki niesamowity temat i praca z ludźmi, która pomaga w rozwoju własnym.I właśnie jak piszesz wciąga aż do bólu.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz ochotę , możesz podzielić się tutaj swoim zdaniem.Zapraszam,Kitajka.